W tym roku mam dylemat moralny. Iść, czy nie iść. Rok 2020 spowodował, że Wszystkich Świętych jest inne niż te co pamiętam. Święto to kojarzy mi się z rodzinnym wyjazdem na groby. Jako młody chłopak, marzłem razem z rodziną czekając przy grobie rodzinnym na koniec mszy na niewielkim cmentarzu w niewielkim miasteczku w Polsce. Pamiętam te dymiące znicze i zapach palonej steryny. Zazwyczaj z rodziną zostawaliśmy do wieczora, kiedy to cmentarz nabierał swojej mistycznej postaci. Następnie powrót do domu w nocy i parę godzin jazdy. Ten dzień był jakiś wyjątkowy. No i nie zapomnę słodyczy z odpustu, tych dziwnych cukierków i obwarzanków. Tak to wyglądało, gdy byłem dzieckiem.
Teraz gdy sam mam rodzinę, zabieram ją na groby dwa razy w ciągu tego dnia. Mogę sobie na to pozwolić, gdyż mieszkam stosunkowo blisko cmentarza na którym mam pochowanych bliskich. Za pierwszym razem idziemy wrzucić do puszek kwestujących przemarzniętych ludzi trochę drobnych, następnie idziemy na nasze groby. Staram się, za każdym razem coś przypomnieć ciekawego z mojego dzieciństwa z dziadkami i opowiedzieć tą historię moim pociechą. Następnie wieczorem kiedy już się ściemni idziemy podziwiać blask świec rozświetlających noc.
Tego roku ja i moja rodzina zostaniemy w domu, wyjmę album ze zdjęciami i posiedzimy chwilkę razem. Wieczorem, zapalimy na stole parę świeczek, a gdzieś w listopadzie zbierzemy się wszyscy i przejdziemy się odwiedzić dziadków. Was proszę o zastanowienie się nad decyzją i pamiętajcie starajcie się być bezpieczni.